Dlaczego drzewa mają gałęzie…
Gdzieś daleko, daleko nad leniwą rzeką stał sobie stary dąb. Od wielu lat był źródłem schronienia przed ulewnym deszczem, źródłem pożywienia dla zbłąkanych nocą zwierząt, jak również źródłem piękna i zachwytu w słoneczne popołudnie. Służył pokornie całej wiosce, szeroko rozpościerając swe gałęzie. Pewnego dnia nad brzegiem owej rzeki usiadła Adelina. I kiedy tak przemywała swą strudzoną i smutną twarz po ciężkiej pracy, drzewo zaszumiało i donośnym głosem przemówiło:
Niebawem swój los odmienisz,
w bogatą damę się zmienisz.
Weź, proszę trzy żołędzie,
a dobrze Ci będzie…
Adelina spojrzała przed siebie, otarła rękawem swoje smutne oczy, pozbierała żołędzie i wróciła do swej okrutnej macochy i tej niekończącej się biedy, jaką jej zgotowała po śmierci rodziców. Kiedy następnego dnia dziewczyna zbudziła się o świcie, zła macocha rozkazała jej, by wzięła wiadra i napełniła je wodą. Sierota bardzo się zmartwiła, gdyż studnia już dawno wyschła i tylko echo od czasu do czasu z nią rozmawiało i jakby odrobinę pocieszenia dawało. Adelina zalała się łzami. Wtedy to poczuła na swym policzku lekki powiew wiatru i przypomniała sobie o starym dębie. Wyjęła jednego żołędzia i wrzuciła do studni i oto w momencie napełniła się ona wodą po brzegi. Serce dziewczyny wypełniło się radością. Ale nie na długo, bo już następnego dnia macocha zleciła Adelinie, by poszła do lasu i nazbierała malin na konfitury, choć pora już była zimna i mglista. Z góry wiadomo było, że owoców tych już w lesie nie będzie. Chodziła więc smutna od drzewa do drzewa, od krzaka do krzaka i jedynie mały ptaszek przelatując tamtędy zauważył jak bardzo jest zrozpaczona. Strudzona po całym dniu usiadła i zalała się łzami. Co ja teraz biedna pocznę, macocha wyrzuci mnie na ulicę- mówiła jakby do siebie. Wtem poczuła, że coś uwiera ją w okolicy bioder, przypomniała sobie o starym dębie i jego owocach, które cały czas nosiła w kieszeni swojego fartucha. Wyjęła kolejny z nich i rzuciła na ziemię, ten zakręcił się dookoła i poturlał przed siebie wprost pod krzak pełen czerwonych, dojrzałych malin. Gdy Adelina wróciła do chaty, macocha rozzłościła się na dobre i zaczęła potrząsać dziewczyną tak, aż tej wypadł ostatni żołądź i poturlał się wprost pod nogi rozwścieczonej macochy.
A to co!? – zdziwiła się, że aż jej się w głowie zakręciło. Ja ci pokażę żartować sobie ze mnie powiedziała macocha. I nie bacząc na prośby i szlochania sieroty, poszła nad rzekę i obcięła staremu drzewu wszystkie gałęzie, które ze smutku niebawem uschło. W wiosce zrobiło się cicho i pusto. Drzewo już nie szumiało i ptaki już nie śpiewały te, które wiły na nim swoje gniazda. Zwierzęta z lasu już nie przychodziły, bo zamiast pożywienia, znajdowały tylko suche patyki. Jedynie Adelina przychodziła i sadziła wokół kwiaty, które swym pięknem i zapachem przyciągały barwne motyle, wesołe koniki polne czy też dostojnie tańczące ważki. Razu pewnego przejeżdżał tamtędy bogaty panicz, zwiedziony zapachem i barwami tysiąca różnych gatunków kwiatów. Zatrzymał się na chwilę, by odpocząć i ujrzał piękną dziewczynę, która rzewnie śpiewając opowiadała smutną historię swojego życia. Owa historia tak go wzruszyła, że aż wstrzymał oddech, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy- jedna po drugiej, nieopodal starego uschniętego dębu. Adelina jakby coś przeczuwała, podniosła głowę i rozejrzała się zaniepokojona. Nagle spostrzegła wysokiego, przystojnego panicza i to, że z każdą jego łzą dąb zaczyna odradzać się na nowo. Radość dziewczyny była tak ogromna, że rzuciła się paniczowi prosto w ramiona, a gałęzie dębu wciąż rosły i rosły zabierając coraz więcej przestrzeni. Wraz z nimi powracało życie, ptaki, zwierzęta i wróciło szczęście. Książę poprosił Adelinę, by została jego żoną, a w miejscu, gdzie się spotkali, wybudował piękny pałac. Dąb natomiast stale rósł, aż stał się barczysty, mocny i dumny. Dumny ze swej potęgi i tylko od czasu do czasu podczas pełni księżyca można było usłyszeć jak śpiewa:
Swój los sierotko odmieniłaś.
W bogatą damę się zmieniłaś.
Za Twoje serce dobre,
masz teraz życie szczodre.
AUTOR: Agnieszka Zaskórska
Przedszkole Miejskie nr 27 Sosnowiec